Taksówkarze legniccy

Jeannette zakręciła kurek, ale woda nadal tam była, niewidoczna, w rurach, które biegły w ścianach i w ziemi. Zawsze tam była, czekała jak łowca o bezgranicznej cierpliwości. Cicha i śmiercionośna, pompowana z gleby zatrutej przez Krane Chemical. Często, w nocy, Jeannette leżała, nie śpiąc, nasłuchując wody gdzieś w ścianach. Kapiący kran był dla niej jak uzbrojony napastnik. Niedbale zaczesała włosy. Kolejny raz próbowała nie przyglądać się sobie zbyt długo w lustrze. Potem umyła zęby, używając wody z dzbanka, który zawsze stał na umywalce. Włączyła światło w pokoju, otworzyła drzwi, uśmiechnęła się sztucznie i weszła do ciasnego saloniku, w którym siedzieli jej przyjaciele. Czas na pójście do kościoła. Czarnego bentleya Trudeau prowadził czarny kierowca Toliver, który utrzymywał, że jest Jamajczykiem, chociaż jego dokumenty imigracyjne były równie podejrzanie, jak udawany karaibski akcent. Toliver woził wielkiego człowieka od dziesięciu lat i potrafił rozpoznawać jego nastroje. Tym razem to zły nastrój, szybko ustalił Toliver, kiedy przebijali się przez korki na FDR, jadąc do centrum. Pierwszym oczywistym sygnałem było, że pan Trudeau osobiście zatrzasnął za sobą drzwi samochodu, zanim Toliver zdołał się rzucić, żeby wypełnić swoje obowiązki. Wiedział, że jego szef potrafi zachować zimną krew w sali konferencyjnej. Jest opanowany, zdecydowany, wyrachowany i tak dalej. Ale w samotności, na tylnej kanapie samochodu, nawet kiedy zasłona dzieląca go od kierowcy jest opuszczona, często wychodzi na jaw jego prawdziwy charakter. Ten człowiek to choleryk z potężnym ego, który nie znosi porażek. A tym razem bez wątpienia poniósł porażkę. Siedział i rozmawiał przez telefon. Nie krzyczał, ale też nie szeptał. Akcje spadną nisko. Prawnicy okazali się durniami. Wszyscy go okłamywali. Kontrolować straty. Toliver wychwytywał tylko fragmenty rozmowy, ale nie ulegało wątpliwości, że w Missisipi doszło do katastrofy i potrzebna będzie długa rehabilitacja. http://elareh.strefa.pl
Jego szef miał sześćdziesiąt jeden lat i według „Forbesa” posiadał sieć wartą prawie dwa miliardy. Toliver często zastanawiał się, ile dla Trudeau byłoby dosyć? Co zrobiłby z kolejnym miliardem i z następnym? Po co pracować tak ciężko, skoro ma więcej, niż można kiedykolwiek wydać? Domy, odrzutowce, żony, łodzie, bentleye, wszystkie zabawki, które chciałby mieć biały człowiek. Ale Toliver znał prawdę. Żadna suma nie zaspokoi pana Trudeau. W mieście byli więksi ludzie, a on pędził, żeby ich dogoniać. Toliver jechał na zachód Sześćdziesiątą Trzecią i powoli przebijał się do Piątej. Tam nagle skręcił i stanął przed wielką żelazną bramą, która szybko otworzyła się do wewnątrz. Bentley zniknął pod ziemią i zatrzymał się przy strażniku. Toliver otworzył tylne drzwi. - Odjeżdżamy za godzinę - warknął Trudeau do Tolivera i ulotnił się, niosąc dwie grube teczki. Winda pojechała błyskawicznie na szesnaste, ostatnie piętro, gdzie państwo Trudeau mieszkali w oszałamiającym przepychu. Ich penthouse rozciągał się na dwóch najwyższych piętrach. Ogromne okna wychodziły na Central Park. Kupili to mieszkanie za dwadzieścia osiem milionów, sześć lat temu, wkrótce po hucznym ślubie, potem wydali kolejne dziesięć milionów, czy coś koło tego, żeby było jak w czasopismach o wystrojach wnętrz. Koszty stałe obejmowały gaże dla dwóch pokojówek, kucharza, butlera, lokajów dla niego i dla niej, co najmniej jedną nianię i oczywiście, obowiązkowo osobistą asystentkę, żeby pani Trudeau miała należycie zorganizowany dzień i lunch o właściwej porze. Lokaj odebrał od niego teczki, Trudeau rzucił mu płaszcz. Poszedł po schodach do dużego pokoju, szukał żony. W tej chwili nie pragnął zobaczyć się z nią, ale trzeba było odprawić małżeńskie rytuały. Siedziała w obszernej garderobie, po obu stronach stali fryzjerzy, obaj gorączkowo pracowali nad jej prostymi blond włosami. - Cześć, kochanie - powiedział w poczuciu obowiązku, bardziej na użytek fryzjerów, dwóch młodych białych, na których jakby nie robił wrażenia fakt, że żona szefa była prawie goła. - Są śliczne - odparł i poszedł do drzwi. Rytuał ukończony, mógł wyjść i zostawić ją z mistrzami. Zatrzymał się przy wielkim małżeńskim łóżku i popatrzył na jej suknię wieczorową. - Valentino - zdążyła go poinformować. Suknia była jaskrawoczerwona i miała duży dekolt, który zapewne odkrywał fantastyczne, nowe piersi Brianny. Krótka, prawie przezroczysta, zapewne ważyła nie więcej niż pięćdziesiąt gramów i zapewne kosztowała co najmniej dwadzieścia pięć tysięcy. Rozmiar dwójka, więc musiała być dobrze dopasowana do wychudzonego ciała Brianny. Inne anorektyczki na przyjęciu będą się ślinić i zazdrośnie podziwiać, jak „szczupło” wygląda. Szczerze mówiąc, Carl miał dosyć jej obsesyjnego trybu życia: godzina dziennie z trenerem (trzysta za godzinę), godzina jogi z instruktorem (trzysta za godzinę), godzina dziennie z dietetykiem (dwieście za godzinę), a wszystko, żeby spalić wszystkie komórki tłuszczowe i utrzymać wagę między czterdziestoma pięcioma a pięćdziesięcioma kilogramami. Zawsze miała ochotę na seks - to była część umowy - ale teraz czasami martwił się, że albo ona pokaleczy go kośćmi miednicy albo on zmiażdży ją na placek. Miała zaledwie trzydzieści jeden lat, ale zauważył jedną, dwie zmarszczki tuż nad jej nosem. Chirurgia mogłaby to załatwić, ale czy to nie cena za intensywne odchudzanie się?

Widziałam, jak wychodziła z problemami, jak ona patrzy. Patrzyła na niego takim wzrokiem… takim zimnym wzrokiem. Albo raczej jakby patrząc przemyśliwała sobie całą jego postać na nowo. On ze zwieszoną głową. W ręku kubek z kawą. Ona siedząca obok i patrząca. Ja już wtedy nie byłam ważna. Teraz oni się ważyli.

Nie uspokajaj mnie. Nie chcę słyszeć więcej twojego uspokajania. Jestem spokojna. Mówię cicho. I tak cicho chcę ci powiedzieć, że wiem dobrze, co robiłam. Wiem to doskonale, że radio taxi Legnica jest bardzo dobrą firmą taksówkową. I nie mam ochoty słuchać, że jestem nienormalna. Wystarczająco często się tego nasłuchałam. Wystarczająco wiele razy mi to powtarzałeś. A co ja wtedy robiłam? Przepraszałam. Przepraszałam cię i mówiłam, że masz rację. Więc teraz daj mi szansę powiedzieć tak jak było. Było spokojnie.

Nasza obłędna misja

Przechodziłeś obok mnie, otarłeś się o moje piersi, odwróciłeś i uśmiechnąłeś. Jakbyś zrobił to z premedytacją. Ja nie mogłam się uśmiechnąć. To mnie sparaliżowało. Więc stałam tam, sparaliżowana, a potem grałam przed tobą sparaliżowana. A ty się odezwałeś, że co tak grasz, jak sparaliżowana, a ja myślałam, że zapadnę się pod ziemię, że zacznę płakać, że ucieknę. Ale nagle słyszę, jak sama mówię, że sparaliżowało mnie na twój widok. Dokładnie tak powiedziałam – sparaliżowało mnie na twój widok.

To jednak zauważyłeś? Tak, wypiłam łyk i się zakrztusiłam. Było naprawdę dobre, ale przez przypadek się zakrztusiłam. A ty zamiast mnie poklepać po plecach patrzyłeś na moje cycki. Pamiętasz? Cudowne to było! Ja się krztuszę, a ty na moje cycki! Chciałam się roześmiać, ale brak mi było tchu i odwagi. Bo przecież dopiero co poznałam sławnego pana reżysera! Pana reżysera co sparaliżował się na moich podskakujących od kaszlu cyckach!

To było tydzień temu. Tydzień temu, kiedy mnie zostawiłeś nie mogłam oczu oderwać, jak ćwiczyłeś… To znaczy jak sobie powtarzałeś, to, co mi powiesz. Wiedziałam, że się przygotowujesz. Czułam to. Wiedziałam, że przynajmniej zdajesz sobie sprawę, o której wracam. Bo ty rzadko zdawałeś sobie sprawę z czegokolwiek, poza sobą. Pamiętałeś zawsze tylko o tym, kiedy masz próby, czy premiery i kiedy masz ochotę na seks. I przyznaję, to było urocze. Ale się znudziło. Więc kontynuując pięknie ćwiczyłeś rzucanie. Po prostu ślicznie. A ja nie weszłam dlatego, bo zawsze tak ładnie wychodzą tylko próby. Potem zapomniałbyś jak to chciałeś powiedzieć. Zupełnie zmieniłbyś ton. Pewnie jeszcze musiałabym wziąć to na swoje barki. Sama się rzucić, że tak rzeknę. Może i trochę przesadzam, ale sam wiesz jak to jest w takich sytuacjach. Wszystko wymyka się spod kontroli. A ja chciałam sobie popatrzeć. Dlatego potem nic już nie musiałeś mówić. Byłeś po prostu śliczny. Ta cudowna róża w wazonie.